Dzień dobry, Laleczka się wita bo długiej przerwie spowodowanej jeżdżeniem po psychologach, neurologach, co wynikło z moich ostatnich dolegliwości, a diagnozę postawili mi doprawdy... Z resztą. Zacytuję. "Pani córka /zwraca się do mojej mamy/ choruje na zaburzenia psycholękowe i łączy się to ze zbyt dużą ambicją oraz stresem." Ja. Ambitna. No, widać to po ilości postów, na pewno. A drugim powodem jest zniknięcie mojej ukochanej suczki, szukanie jej, ze skutkiem i jazdy do weterynarza (środkowy palec od mojego psa dla wszystkich myśliwych spod Bydgoszczy polujących na lisy za pomocą pułapek, w którą Lilly się złapała uciekając przed fajerwerkami w połowie stycznia). Ale zaczęłam gadać od rzeczy.
Dzisiaj podzielę się z Wami moimi pomysłami dotyczącymi takich zadań, jak:
~pokoloruj poza liniami
~pomaż szaleńczo, agresywnie, żywiołowo
~wydrzyj i zgnieć
~zrób samolocik z papieru
~przywiąż sznurek do dziennika, pójdź na spacer i wlecz go za sobą
I zobaczycie efekty położenia dziennika na podłodze, przypadkiem.
Zaczynamy! ^^
Pierwsze zadanie, jakie Wam pokażę, to kolorowanie poza liniami. Chociaż ołówkiem się chyba nie koloruje, co? Btw. To miał być księżyc. XD
Za pomocą tego samego ołówka i czarnego żelopisu narysowałam kotka bawiącego się zgniecioną kulką papieru. To miał być kotek. Niestety, miał. :c Nie jestem zbyt utalentowana. Jeszcze nie wiem co zrobić z tłem, ale tak szczerze, to podoba mi się faktura tej kartki.
'Złożyłam' samolot i przyczepiłam go do wcześniejszej kartki z kotkiem. Rekord długości lotu mojego samolotu to około 2,5 metra, więc latać... Lata. Chociaż nie jakoś specjalnie daleko. Te niebieskie żyłki to taki 'hangar', bo denerwował mnie wylatujący z książki podczas rysowania.
No właśnie, à propos rysowania. Chwyciłam za kredki i trochę nagłych ruchów w odpowiednich miejscach nie zaszkodziło, mogło być lepiej, mogło być gorzej, ale szaleńcze mazanie nie ułatwiało zadania. Wyszło to, co widać niżej. Żywiołowo? Skojarzyło mi się z żywiołami, dla mnie żywiołów jest pięć, więc je też przedstawiłam. Gratisem jest yin i yang.
Efektem zostawienia dziennika przy kominku, żeby wysechł po spacerze, był atak psa. Widać, jak się szykuje do ataku, żmija mała. :D Przepraszam za rajstopy w tle. XD
Dorwała swoją ofiarę. I co teraz? :D
Dziennik bardzo pogryziony nie jest, ale dopisałam to do strony, na której mieliśmy wypisać swoje własne pomysły na niszczenie. I odhaczyłam. :)
Spacer w deszczowy dzień po mojej ulicy wyglądał o tak:
Potem przeniosłam się na ścieżkę przed domem, by poprawić przód. :)
Po kilku przejechaniach po żwirze, dziennik pozbył się błota. A wraz z tym rozmokła moja karteczka schowana przy zadaniu z wyprowadzaniem, zrobiłam więc nową, już ją było widać.
Rysuneczek powstał sobie taki, o.
Dziennik zdecydowanie nabrał objętości. Widać już kolejne zadania, które zobaczycie w następnym poście. A teraz żegnam Was cieplutko.
Moje ferie zaczynają się 14 lutego, a Wasze? W tym czasie postaram się coś wykombinować, szczególnie, że jadę do szpitala, więc może parę postów zaplanuję i Chikuś za mnie je opublikuje, ale ćśś. Muszę z Nią to przegadać. ;) Zgodzi się? Jak myślicie, ale to nasza tajemnica. :P
Laleczka